Jak już pisaliśmy, do tragicznego potrącenia 60-latki doszło 16.listopada 2013 roku około godz. 19.20 na ul. Sudeckiej w Jeleniej Górze, nieopodal hotelu Tango. Kobieta wraz z rodziną próbowała przejść przez jezdnię. Kierowca srebrnego BMW śmiertelnie potrącił ją, nie udzielił jej pomocy i uciekł z miejsca wypadku. 60-latka zginęła na miejscu.
Początkowo oskarżony, jak i jego obrońcy, próbowali udowadniać, że to nie Dawid Sz. jest sprawcą wypadku. Obrońca Błażej Gazda przekonywał, że jedynym dowodem na to, że to Dawid Sz. kierował pojazdem są zeznania jego byłej konkubiny, która składając zeznania była z nim w konflikcie i pogrążając go chciała się na nim zemścić.
Ten wątek podjął też obrońca Dawida Sz., Jerzy Janik, który dodał, że niezależnie od tego, kto prowadził pojazd, wina za wypadek leży nie tylko po stronie kierowcy, ale też pieszej i jej rodziny.
- Przypominam, że do wypadku doszło podczas totalnej mgły, w której kierowca mógł nie zauważyć pieszych, natomiast to pieszy przechodząc przez jezdnię ma obowiązek upewnienia się, czy nic w tym czasie nie nadjeżdża, bo to pieszy ma większą niż kierowca możliwość zareagowania na drodze. Może on zatrzymać się czy przyspieszyć kroku, by uniknąć zderzenia z pojazdem. Natomiast kierowca w takiej totalnej mgle nie miał możliwości tak szybkiej reakcji. Co więcej, poszkodowana to starsza osoba, więc to rodzina miała obowiązek przeprowadzić ją przez drogę – mówił Jerzy Janik.
Dodatkowo mecenas polemizował z zarzutem apelacyjnym prokuratury, w którym oskarżyciel udowadnia, że niezachowanie odpowiedniej prędkości do warunków panujących na drodze było umyślnym przyczynieniem się do śmierci 60-latki.
- Niezachowanie odpowiedniej prędkości do warunków panujących na drodze może być tylko i wyłącznie nieumyślne – mówił Jerzy Janik. Obrona ostatecznie zakwestionowała wysokość kary i wnioskowała o uniewinnienie lub uchylenie wyroku do ponownego rozpoznania.
Prokurator natomiast przytaczając zarzuty z apelacji udowadniał, że to kierowca wciskając pedał gazu decyduje o tym, z jaką prędkością porusza się pojazd i to tylko on jest odpowiedzialny za konsekwencje swojej jazdy. Przytoczył też inne zarzuty, za które sąd pierwszej instancji skazał Dawida Sz. w grudniu 2015 roku. – Wielokrotne niezatrzymanie się do kontroli drogowej, jazda wbrew zakazowi, ucieczka przed policją ze swoim dzieckiem zapiętym w foteliku, w tym zjechanie z drogi na chodnik, gdzie niemal potrącił idących nim pieszych, a do tego znieważenie funkcjonariuszy policji i słowa, że „nigdy więcej nie da się zatrzymać do kontroli drogowej” jednoznacznie pokazują, że Dawid Sz. jeździ niebezpiecznie, za nic ma przepisy drogowe i prawo. Do tego po potrąceniu kobiety, nie udzielił jej pomocy, ale oddalił się z miejsca zdarzenia zostawiając ofiarę na drodze. Jego przebytą drogę udało się ustalić na podstawie miejsc logowania telefonu komórkowego. Dlatego tylko bezwzględna, długotrwała kara pozbawienia wolności może spowodować, że Dawid Sz. przestanie łamać przepisy i zacznie respektować prawo – dodał prokurator.
Oskarżyciel zażądał dla Dawida Sz. łącznej kary 8,5 roku więzienia, z czego siedmiu lat więzienia za spowodowanie śmiertelnego wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia. Ponadto wnioskował o utrzymanie orzeczonego przez sąd pierwszej instancji dożywotniego zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych.
Podczas rozprawy na sali nie było oskarżonego, ponieważ obecnie przebywa on w areszcie w Libercu z zarzutami kradzieży samochodów.