Czwartek, 28 marca
Imieniny: Anieli, Jana
Czytających: 9664
Zalogowanych: 18
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Świat: Wieści z trasy w Argentynie i Chile

Piątek, 29 marca 2019, 8:10
Aktualizacja: Niedziela, 31 marca 2019, 9:15
Autor: Przemek Kaczałko
Świat: Wieści z trasy w Argentynie i Chile
Fot. Damian Drobyk
Jeleniogórzanin Damian Drobyk przemierza kolejne wysokie drogi i przełęcze Andów w Ameryce Południowej. Tym razem wjechał na wysokość 4780 m n.p.m. i powoli jego wyprawa zbliża się do finału.
Wczoraj zdobyłem ostatnią wysoką przełęcz na trasie mojej wyprawy przez Andy i najwyższych drogach Ameryki Południowej. Ostatni łup to Paso Agua Negra o wysokości 4780 m n.p.m. Najdalej na południe wysunięta, tak wysoka przełęcz graniczna pomiędzy Argentyną i Chile. Niestety powoli kończą się wysokie góry, przełęcze i podjazdy. Tak naprawdę pozostał mi jeszcze jeden cel główny, a potem już tylko "zjazd" do Ushuaia. Z wioski Las Flores na przełęcz jest aż 88 km i 2900m przewyższenia. Ja ten etap podzieliłem sobie niejako na dwie części. Przez pierwsze 50km droga jest asfaltowa, górny odcinek to już tylko szuter. Najbardziej ciekawa była końcówka powyżej 3500m n.p.m. Ciekawe kolory skał, błękitne niebo i widok na drogę wijącą się ku górze... - relacjonuje Damian Drobyk.
W jednym zacienionym miejscu pod przełęczą były też resztki śniegu o bardzo ciekawych "zębach". Na przełęczy Paso Agua Negra znajduje się właściwa granica pomiędzy Argentyną a Chile. Sporo różnych znaków, tablic i pomników. Z przebywaniem na dość sporej wysokości nie miałem żadnych problemów. Z bardzo dużą różnicą i zmianą wysokości w ciągu kilku dni także. Ostatnio już nie jeżdżę tak wysoko jak jeszcze dwa tygodnie temu. Do wioski Las Flores ponowne 88 km, tym razem w dół i pod wiatr. Zjazd zajął mi trochę więcej niż trzy godziny. Na całej trasie w dół był tylko jeden krótki odcinek pod górę, może 50m w górę. Łącznie wykręciłem aż 153 km i jakieś 2200 m w górę. Na dole okazało się, że urzędnicy migracyjni trochę się na mnie zdenerwowali... Z tego co zrozumiałem, to nie wolno przekraczać przejścia granicznego (punktu kontroli) jeśli jest zamknięte, nawet jeśli nie przekraczałem właściwej granicy na przełęczy. W sumie tylko mnie pouczyli, sprawdzili paszport, zawartość sakw i puścili. Nocleg w namiocie koło wioski Las Flores - opowiada jeleniogórzanin.

Wcześniej, Damian Drobyk podjął kolejną próbę wjazdu na wysokość 6000 metrów n.p.m.

W 150. dzień wyprawy miał być wjazd rowerem na wysokość powyżej 6000 m n.p.m. Niestety czwarta i ostatnia próba takiego wjazdu zakończyła się niepowodzeniem. Przeszkodą była fatalna droga oraz nachylenie, które uniemożliwiało wjazd rowerem. Droga na Nevado San Francisco jest tylko dla aut terenowych z napędem na cztery koła. Nocleg spokojny, przez całą noc przez przełęcz nie przejechało żadne auto. Wiatr uspokoił się w okolicach północy, do tego czasu nawet w schronie odczuwałem słabe powiewy. Nad ranem mróz był też w schronie, woda w butelce trochę przymarzła. Podjazd pod Nevado San Francisco z przełęczy San Francisco zacząłem o ósmej, jak już słońce trochę wyżej wzeszło. Dopiero rano po wyjściu ze schronu zobaczyłem zarys drogi na wulkan i wiedziałem, że łatwo nie będzie. Wysokość n.p.m+fatalna „droga”+nachylenie powyżej 10%+ciężki rower to nie miało żadnych szans na powodzenie. Z przełęczy Paso San Francisco na szczyt wulkanu Nevado San Francisco jest tylko 8km i ponad 1200m przewyższenia, a to znaczy że średnie nachylenie wynosi jakieś 15%, tylko że pierwszy kilometr był miarę płaski, a ja już miałem sporo problemów żeby utrzymać się na siodełku. Częściowo wszedłem na wysokość 5000m n.p.m i zawróciłem. Wejście na 6000 m mnie nie interesuje, a wjazd po raz kolejny był niemożliwy. Po krótkim zjeździe, kamienistą drogą, wróciłem na przełęcz i zacząłem zjazd w dół w kierunku punktu kontroli. Wiatr powiewał z tyłu, a maksymalna prędkość na jednym prostym odcinku prawie sięgnęła 70km/h. 21 km z przełęczy do szlabanu pograniczników pokonałem w niecałe pół godziny z kilkukrotnym zatrzymaniem na zdjęcie. Od tej samej urzędniczki migracyjnej ponownie dostałem w paszporcie pieczątkę wjazdową do Argentyny, mimo że tak naprawdę z niej nie wyjeżdżałem. Dalej pokonałem 80 km do hotelu w miejscu zwanym Cortaderas. Bardziej niż miejsce do spania, interesowała mnie restauracja, aby móc zjeść kolację i śniadanie. Zapasy w sakwach szybko się kurczyły. Hotel znajduje się przy jedynym w okolicy niewielkim zbiorniku wodnym po którym pływają kaczki i kilka flamingów. W hotelu było też WiFi, ale tak wolne, że nawet post na FB nie przeszedł. Na kolację kotlet wołowy i sałatka w hotelowej restauracji. Nocleg w namiocie za hotelem na wysokości 3300 m n.p.m. Jutro planuję zjazd aż do miasta Timogasta na 1300 metrów i spanie w hotelu - wspomina D. Drobyk.

Więcej zdjęć oraz szczegółowe relacje można obserwować na profilu www.facebook.com/damiannawyprawie/ oraz na stronie internetowej: andy.damiandrobyk.pl.

Twoja reakcja na artykuł?

2
67%
Cieszy
0
0%
Hahaha
1
33%
Nudzi
0
0%
Smuci
0
0%
Złości
0
0%
Przeraża

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (3)

Dodaj komentarz
komentarz usunięty

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Czy chodzę do teatru?

Oddanych
głosów
446
Tak
22%
Nie
40%
Czasami
26%
Nie chodzę
12%
 
Głos ulicy
Nie chodzę do fryzjera, bo fryzjer przyjeżdża do mnie
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Przebudowy i remonty
 
Aktualności
Życzenia dla mieszkańców Piechowic
 
Polityka
Z pustego i Salomon nie naleje
 
Kultura
Zagrali w Podgórzynie
 
112
Pożar w restauracji
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group