O sprawdzonym pomyśle z Żarowa (dolnośląskie) pisze piątkowa Polska Gazeta Wrocławska. Program zowie się ZOSIA. Jak podaje dziennik składa się nań kilka elementów: codzienne dziesięciominutowe spotkanie z wychowawcą, od którego zaczyna się dzień, „szkolny areszt” po lekcjach za każde spóźnienie lub wagary. Szkoła zatrudniła też telefonistkę, która o każdej nieobecności uczniów informuje rodziców.
To dla buntowników, którzy nie chcą na zajęcia chodzić. Dla uczniów, którzy frekwencją świecą przykładem, przygotowano nagrody w postaci wycieczek integracyjnych.
Dyrekcja placówki, w której program wdrożono, nie może się nachwalić jego skuteczności. Problem wagarowania znikł, a do szkoły nie przychodzą tylko chorzy uczniowie. I to nie zawsze idą na zwolnienie. A uczniowie przyznają, że po wprowadzeniu tej innowacji, po prostu nie opłaca się wagarować, bo zajęcia trzeba odpracować w „szkolnym areszcie” – czyli – jak to nazwali autorzy programu – w kozie.
Program wymaga nakładów finansowych (etaty dla telefonistów), ale to nie przeraża pedagogów. Twierdzą, że pieniądze się zwrócą, bo wraz ze wzrostem frekwencji uczniów, większa będzie subwencja oświatowa.
A może by tak coś takiego zastosować w Jeleniej Górze?