Piątek, 29 marca
Imieniny: Helmuta, Wiktoryny
Czytających: 10364
Zalogowanych: 16
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Region: Ryszard Kiełek z przesłaniem na 35–lecie wolontariatu

Wtorek, 17 maja 2016, 8:49
Aktualizacja: 8:55
Autor: Ryszard Kiełek/jel
Region: Ryszard Kiełek z przesłaniem na 35–lecie wolontariatu
Fot. Archiwum Jelonki.com/Użyczone
„Zwykły – niezwykły Jelonki.com”, a także „Samarytanin roku 2015” i „Kawaler Orderu Uśmiechu” Ryszard Kiełek, który całe swoje życie poświęcił dzieciom, szczególnie chorym i potrzebującym, w tym roku świętuje 35–lecie swojego wolontariatu. Z tej okazji napisał „przesłanie”, w którym opowiada o swojej działalności, w tym o wyjątkowej „historii misiowej” w Międzylesiu. Zdradza skąd czerpie wzorce i siłę do działania, a także co dostaje w zamian.

„Kochani Przyjaciele
Opatrzności Bożej zawdzięczam to ,że otrzymałem wielki dar jakim jest wrażliwość mojego serca na wszelkie zło i krzywdy, że mogę od wielu lat pomagać prowadząc misję dobrej woli i bycie jednym z tysięcy wolontariuszy. Pomaganie bliźnim nadało sens mojemu życiu....a wolontariat stanowi jego kredo. Wszystko zaczęło się dawno bo w 1981 roku i od stanu wojennego kiedy to wspólnie z braćmi zakonu Kamilianów uruchomiliśmy pierwszą w Warszawie jadłodajnię dla bezdomnych z Dworca Centralnego, później była działalność na rzecz dzieci niewidomych z ośrodka w Laskach oraz Warszawskich Domów Dziecka m.in w Michalinie , Dalibora na Warszawskiej Woli itd. oraz ośrodka integracyjnego dla dzieci niepełnosprawnych w Mielnicy nad jeziorem Gopło. Dalej jak sięgam pamięcią , pod patronatem redakcji" Kuriera Polskiego" oraz tygodnika "Veto" zorganizowałem wspaniałą akcję "Mieszkania dla sierot"...adoptując strychy warszawskich kamienic na mieszkania rotacyjne dla wychowanków domów dziecka. Do zapamiętanych przedsięwzięć należą takie akcje jak: pomoc polskim szkołom na wschodzie m.in w Wilnie i Lwowie , pomoc materialna „S.O.S. dzieciom z Bieszczad , uczestnictwo w budowie szpitala - sanatorium im. "Dzieci Zamojszczyzny” w Krasnobrodzie , pomoc dla szpitala dziecięcego na ulicy Litewskiej w Warszawie, zorganizowanie niezliczonej ilości imprez okazjonalnych dla dzieci m.in. "I ty możesz zostać Świętym Mikołajem" czy "Niedziela z tatusiem". Fundacja "Uśmiech Dziecka" której byłem dyrektorem fundowała dzieciom biednym i z domów dziecka wyjazdy na wakacje letnie i ferie zimowe. Finansowaliśmy również przeprowadzenie skomplikowanych operacji dla dzieci, wspieraliśmy "Olimpiady Specjalne" oraz udzielaliśmy stypendiów dla sportowców oraz uzdolnionej młodzieży z biednych środowisk. Później gdy wyjechałem z Warszawy kontynuowałem i czynię to do dziś, prowadząc swoją wolontariacką działalność w rodzinnych stronach tj. w Karpaczu i okolicach, reagując na każdą potrzebną pomoc dzieciom. Zaprzyjaźniłem się mocno z dziećmi z Centrum "Alergologii i Pulmonologii w Karpaczu-Zarzeczu " oraz sanatorium "Małgosia " w Cieplicach. Od wielu lat odwiedzam te i inne placówki czytając dzieciom ich ulubioną literaturę...Obserwuję ,że czytanie chorym dzieciom to dla nich uspokajająca terapia, bowiem choć na chwilę mogą zapomnieć o chorobie i cierpieniu. Czytanie łączę z opowiadaniem o idei wolontariatu i pomagania w szerokim spektrum. W związku z tym, że jestem laureatem – kawalerem "Orderu Uśmiechu" (od 1988 roku) mam też moralny obowiązek odwiedzania placówek patronackich w Polsce, zaprzyjaźniony jestem szczególnie ze szkołami w: Mrzeżynie nad morzem oraz w Osieku k/ Brodnicy ,Osiecznicy, Głogowie, Siemianowicach. Przywódcą duchowym-patronem mojego wolontariatu jest Święty Jan Paweł II Miałem wielkie szczęście osobistego spotkania z nim w Watykanie, za sprawą kardynała S. Dziwisza zostałem przedstawiony jako wolontariusz- filantrop opiekujący się dziećmi z Warszawskich Domów Dziecka. W ich imieniu przekazałem J.P.II piękny, własnoręcznie utkany przez dzieci gobelin z wizerunkiem serca oraz list z życzeniami i pozdrowieniem. Przy okazji nadarzyła się okazja do krótkiej rozmowy, Ojciec Święty zainteresował się moją działalnością a na koniec pobłogosławił i powiedział coś w rodzaju przesłania ….proszę kontynuować swoją misję jak najdłużej i niech ona promieniuje na innych. Błogosławieństwo świętego dzisiaj Jana Pawła II jest dla mnie natchnieniem, dozgonnym wyzwaniem i olbrzymią siłą. Staram się żyć według drogowskazu jego nauczania, co mi bardzo pomaga szczególnie w trudnych chwilach. W działalności dobroczynnej wzoruję się na miłosiernym samarytaninie, ale także na bardziej współczesnych cudownych postaciach takich chociażby bł. Maria Teresa z Kalkuty. Dzięki działalności wolontariackiej przeżyłem wspaniałe chwile, wprowadzające czasem w piękny trans duchowy umacniający moją wiarę. Podam przykład jednego cudownego wydarzenia. Miało one miejsce pod koniec lat osiemdziesiątych. Pięknego Wielkanocnego poranka na warszawskim lotnisku Okęcie wylądował największy samolot świata „JAMBO-JET' , fundacja MISIOWA” z USA przywiozła dla polskich chorych i biednych dzieci tysiące pluszowych misi. Jak zwykle po porannej mszy świętej zasiadłem wygodnie z rodziną do śniadania wielkanocnego. Nagle dzwoni telefon. Myślę Boże nawet w święta nie ma spokoju. Odbieram i słyszę” „panie Ryszardzie prosimy, błagamy o pomoc”. Odpowiadam a co chodzi ? Słyszę przejęty głos zaprzyjaźnionej dziennikarki jednej z warszawskich gazet: „Nie wiemy co robić z darami z Ameryki dla polskich dzieci, które przywiozła fundacja „Misiowa”. Są święta w placówkach opiekuńczych i w szpitalach nie ma dzieci bowiem zabierane są przez różnych opiekunów na okres świąteczny do domów. Tylko w panu nadzieja bo zna pan wszystkie placówki w mieście i w okolicy, czy może nam pan pomóc ?”. Bez namysłu odpowiadam: „dobrze, nie gwarantuję powodzenia tej misji, ale należy spróbować , może choć trochę się uda”. Duży samochód m-ki TIR podjeżdża po mnie na ul. Krochmalną i jedziemy na Ochotę , Wolę, Żoliborz. W placówkach śladowe ilości dzieci. W jednej 7, w drugiej 3, w trzeciej 0...i co dalej czynić ? Pomyślałem chwilę i proponuję kurs do Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu , tam na pewno zastaniemy więcej dzieci bowiem nie opłaca się rodzicom i opiekunom zabierać dzieci z tej placówki , które przyjechały z odległych stron Polski no i są przecież chore. Z nadzieją i wiarą jedziemy do Międzylesia. Niestety dopada nas pech. W odległości 500 m od szpitala psuje się nasz wielki TIR. Stoimy. Co robić ? Jak wezwać pomoc drogową ? Pada pytanie, gdzie najbliższa budka telefoniczna, bo kiedyś nie było telefonów komórkowych. Rozglądamy się wokół i nic, ale widzimy jak za ogrodzeniem krzątają się siostry zakonne, długo nie namyślając się zagadujemy o możliwość dotarcia do telefonu, czy siostry mogą nam udzielić stosownej informacji. Mówimy, że jedziemy z darami dla chorych dzieci z C.Z.D., a na to jedna z sióstr: „mówicie państwo z darami dla chorych dzieci...no to my zapraszamy do nas”. Pomyślałem, Boże gdzie te siostry nas zapraszają? Nigdy wcześniej o tej placówce nie słyszałem. Wchodzimy i przeżywamy wielki szok. Widzimy trzy olbrzymie sale , w kolorach białym , różowym i niebieskim , w specjalnych łóżeczkach-kojcach widzimy dzieci strasznie chore, cierpiące, powykręcane rączki, nóżki. Na nas widok niektóre płaczą, ale u większości gdy wręczamy misie pluszowe na buziach pojawia się uśmiech. Jest godzina 12.00 samo południe, pierwszy dzień świąt, a przy dzieciach nie ma nikogo bliskiego, ani rodziców , ani opiekunów, są tylko siostry zakonne. Trafiliśmy dzięki opatrzności Bożej do hospicjum dziecięcego. Dziękowałem Bogu za przypadkowy zbieg okoliczności, że właśnie w tym miejscu popsuł nam się samochód z darami, bo inaczej nie trafilibyśmy w to jakże niesamowite i zapomniane miejsce gdzie bardzo potrzebne jest miłosierdzie. Do tej pory zastanawiam się czy był to zbieg okoliczności czy też czuwający nad cierpiącymi dziećmi anioł stróż. Tak czy owak wiem, że była to opatrzność Boska, za którą jestem bardzo wdzięczny. Co do darów amerykańskiej fundacji, to nie rozdaliśmy ich wszystkich, ale dla mnie najważniejsza była wizyta u dzieci w hospicjum i wyzwolenie na ich buziach prawdziwych uśmiechów. Celem utrwalenia tej wizyty naszą fundację nazwaliśmy „ Uśmiech Dziecka” .Wydarzenie w Międzylesiu pobudziło moje serce do jeszcze większej aktywności w działalności na rzecz dzieci skrzywdzonych przez los. Podczas spotkań czytelniczych w przedszkolach, szkołach, szpitalach itp. często opowiadam o wizycie amerykańskiej fundacji „Misiowej” w Polsce i o tym niesamowitym wydarzeniu w Międzylesiu. Pytam jak dzieci i ich rodziny spędzają okresy świąteczne, czy odwiedzają chorych, cierpiących, czy zauważają ludzi samotnych itp. Pytam czy dzieci pomagają w domu rodzicom? Co dobrego ostatnio zrobiły? Czy pomagają koleżankom, kolegom w szkole i czy potrafią podzielić się przysłowiową ostatnią kromką chleba? Wyzwala się „burza mózgów”, odpowiedzi są różne, ale większość jest pozytywna. Wtedy mówię tak właśnie rodzą się nowi wolontariusze. Dziennikarze często zadają mi pytanie „skąd u pana tak duża doza wrażliwości?”. Czy jest pan wychowankiem domu dziecka? Czy spotkał pana jakiś kataklizm życiowy itp. Odpowiadam, że wrażliwość otrzymuje się z „mlekiem matki” no i z domu rodzinnego. Moi rodzice pomagali potrzebującym, dziadkowie uratowali życie rodzinie żydowskiej itd. Inni mówią wprost ...Ryszard co ty masz z tego swojego wolontariatu? Masz przecież swoje życiowe kłopoty, syna sparaliżowanego i inne. Odpowiedź mam gotową i cytuję dwie myśli „Człowiek jest tyle wart ile może pomóc drugiemu człowiekowi” i „Nie jest bogaty ten kto dużo ma, lecz ten kto dużo daje” i , że dla mnie najważniejsze jest właśnie dawanie i pozostawienie po sobie jak najwięcej dobra i miłości. Bo to jest właśnie miarą naszej ludzkiej wartości. Nie wiem ile jeszcze lat dopisze mi zdrowie ale bardzo chciałbym jeszcze coś dobrego zainicjować i zrealizować. Ostatnio zająłem się pisaniem książek o tematyce społeczno – historycznej, a dochód z ich sprzedaży przeznaczam na cele dobroczynne m.in. dla dzieci niepełnosprawnych podopiecznych warszawskich fundacji „Zdążyć z pomocą” i „Sedeka”. W tym roku obchodzę 35-lecie swojego wolontariatu ,ale bardzo chciałbym doczekać się jubileuszu 50-lecia. Wtedy powiem: „dziękuję ci dobry Boże, jestem spełnionym, szczęśliwym człowiekiem…”.
Ryszard Kiełek

Ogłoszenia

Czytaj również

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Czy chodzę do teatru?

Oddanych
głosów
499
Tak
23%
Nie
41%
Czasami
25%
Nie chodzę
11%
 
Głos ulicy
Nie chodzę do fryzjera, bo fryzjer przyjeżdża do mnie
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Przebudowy i remonty
 
Kilometry
Pociągiem do Karpacza już w czerwcu
 
Aktualności
Życzenia dla mieszkańców Piechowic
 
Polityka
Z pustego i Salomon nie naleje
 
Kultura
Zagrali w Podgórzynie
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group