Wszystko zaczęło się 13 czerwca 2014 roku, kiedy to w dniu dwóch zaplanowanych rozpraw Dawida W., syna Brunona W., do Centrum Powiadamiania Ratunkowego we Wrocławiu wielokrotnie próbował się dodzwonić nieznany mężczyzna. Kiedy w końcu udaje mu się połączyć z dyżurnym żąda on przekierowania rozmowy do Komendy Miejskiej Policji w Jeleniej Górze. Głos w słuchawce informuje, że w trzech budynkach jeleniogórskiego sądu: przy ul. Kościuszki, Bankowej i Wojska Polskiego, jego kolega podłożył ładunki wybuchowe. Padał też nazwiska zarówno sprawcy, jak i kobiety, przez którą bomby miały trafić do tych miejsc. Oczywiście dane są nieprawdziwe.
Na miejsce wysłano zarówno patrole policji, jak i straży pożarnej, miejskiej, ekipę pogotowia ratunkowego. Funkcjonariusze wraz z psem wyszkolonym do wyszukiwania ładunków przetrząsały budynki sądu, pomieszczenie po pomieszczeniu. Jednak w związku z tym, że nie było to pierwsze takie zgłoszenie w jeleniogórskim sądzie, zapadła decyzja, by na czas prowadzonego przeszukiwania obiektów, nie ewakuować ani pracowników, ani też nie odwoływać zaplanowanych na ten dzień posiedzeń sądu.
I na pierwszą ze swoich rozpraw dotyczącą prowadzenia samochodu pod wpływem narkotyków Dawid W. dotarł. Na drugą już nie. Tłumaczył później, że o niej nie wiedział, bo nic o rozprawie nie powiedział mu obrońca.
Prokuratura nie dała jednak temu wiary i uznała, że zgłoszenie o podłożeniu ładunku wybuchowego w sądzie miało ścisły związek z rozprawami Dawida W. Pod lupę wzięła więc jego ojca Brunona W., który nie przyznał się do winy. Twierdzi, że w tym czasie był na urlopie z żoną w Turcji i jego telefon nie mógł się zalogować w okolicach Wałbrzycha. Z akt sprawy wynika jednak, że badania fonoskopijne potwierdziły, że głos zgłaszający rzekome podłożenie ładunku wybuchowego to głos Brunona W. Ponadto prokuratura udowadniała, że dzięki aplikacji można zdalnie logować telefon w dowolnym miejscu i tym rozwiązaniem posłużył się Brunon W. z Jeleniej Góry.
Jeleniogórski sąd pierwszej instancji przyjął te argumenty i skazał Brunona W. na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Od tego wyroku odwołały się obie strony. Jerzy Janik, obrońca Brunona W., przekonuje w apelacji, że nie ma twardych dowodów na winę skazanego, bo biegły mówił jedynie o prawdopodobieństwie. Dlatego wnioskuje o uniewinnienie Brunona W. lub o ewentualne uchylenie postępowania i przekazania go do ponownego rozpoznania.
Prokuratura natomiast uznała wyrok za rażąco nieadekwatny do winy i zażądała kary dwóch lat i trzech miesięcy więzienia. O wynikach procesu w sądzie apelacyjnym dowiemy się 5 sierpnia br.