Piątek, 29 marca
Imieniny: Helmuta, Wiktoryny
Czytających: 6886
Zalogowanych: 6
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Kotlina Jeleniogórska: Nalot nad Jelenią Górą

Niedziela, 2 lipca 2006, 0:00
Aktualizacja: Niedziela, 2 lipca 2006, 14:17
Autor: TEJO
Kotlina Jeleniogórska: Nalot nad Jelenią Górą
Fot. Archiwum K. Piotrowski
Co łączy Hannę Reitsch, pilotkę III Rzeszy odznaczoną żelaznym krzyżem i generała Mirosława Hermaszewskiego, pierwszego polskiego kosmonautę i członka Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego z 1981 roku? Oboje pierwsze lotnicze wzloty zaczęli w Grunau (Jeżowie Sudeckim) na szybowcach. Co prawda w innych zupełnie epokach, ale w tym samym magicznym miejscu dla lotniczych podbojów.

<b> Pierwszy
krok w chmurach </b>
Początek lotniczej kariery sąsiadującego z Hirschbergiem Grunau dała moda na latanie. W 1922 roku powstaje Jeleniogórskie Stowarzyszenie Lotnicze. Zafascynowanych podbojem chmur entuzjastów nie było stać na zakup drogich wówczas samolotów napędzanych silnikiem. Dla nich hitem było szybownictwo możliwe do uprawiania tylko na terenie górzystym.

Wówczas pojawiają się pierwsze ultralekkie samoloty i pomysły na wysłanie ich w „przestworza”. Wśród nich najbardziej skutecznym okazuje się wyciągarka ręcznie obsługiwana. Naciągnięta lina, niczym katapulta, wyrzuca samolot ze szczytu. Reszta należy do pilota. Wykorzystując niezwykłe prądy powietrzne nad Kotliną Jeleniogórską, może wznieść się bardzo wysoko. I przy dobrych umiejętnościach – bezpiecznie wylądować.

Tak bardzo sprzyjające lataniu warunki odkryli Gotfried Espenlaub i Edmund Schneider, ówczesne asy szybowcowych lotów. Zaprosili ich amatorzy szybowania ze wspomnianego stowarzyszenia lotniczego. Niemcy, których zadziwiła łatwość, z jaką można szybować wykorzystując geograficzne położenie Kotliny Jeleniogórskiej, góry Szybowcowej i Śnieżki, opuszczają rodzinne Wesserkuppe i na stałe osiedlają się w Grunau (Grunowie, dzisiejszym Jeżowie Sudeckim).

<b> Rekordy na plan </b>
Ile hektolitrów piwa wypili i kilogramów golonek zjedli w restauracji Postschaenke, mieszczącej się w Hirschbergu na Poststrasse (dziś to Tokaj przy ulicy Pocztowej), nie wiadomo. Wiadomo na pewno, że to był lokal, w którym gromadzili się na biesiadach, po szczęśliwie zakończonych lotach, entuzjaści szybowcowego sportu.

Starowali ze szczytu zwanego przez Niemców Galgenberg (Góra Szubieniczna – dziś zwana Szybowcową).
Tam zbudowano pierwsze hangary i zainstalowano odpowiednie urządzenia. Tam także powstała Segelfliegerschule (Szkoła Pilotów Szybowców).

2 marca 1924 roku do szybowca ,,Espenlaub V” wsiada pilot o nazwisku Gottlob, który po części jest autorem konstrukcji samolotu. Udaje mu się spędzić w powietrzu prawie godzinę. To pierwsze poważne osiągnięcie jeleniogórskiego lotnictwa. I potwierdzenie klasy szybowcowej placówki, która – na pewno dzięki wysokim umiejętnościom ówczesnych pilotów i doskonałym warunkom atmosferycznym – staje się w Niemczech drugim po Rhon (uważanym za kolebkę europejskiego szybownictwa) ośrodkiem fascynatów cichego acz wysokiego latania.

Wśród nich nie brakowało miłośników wyczynów ekstremalnych. 2 czerwca 1927 na szczyt Śnieżki wprowadza szybowiec i stamtąd startuje pilot inż. Andersen. 20 minut zajmuje mu bezpieczny lot na istniejące już wówczas lotnisko przy Lomnitzerstrasse (ulica Łomnicka).
Ten sam śmiałek udowadnia, że szybowcem można wystartować ze Śnieżnych Kotłów i Stogu Izerskiego. Lądował, między innymi, na Łabskim Szczycie.
O wyczynach Andersena szeroko donosiła ówczesna prasa. Sam pilot stał się idolem i osobą, którą chciało naśladować wielu ówczesnych mieszkańców regionu.
Wyczynem Andersena jest też fakt, że jako pierwszy w regionie ze Śnieżki zabrał szybowcem przesyłki pocztowe z tamtejszego punktu, dając tym samym przyczynek do rozwoju poczty lotniczej.

Tak zwana karkonoska fala powietrzna w 1937 roku wyniosła z Grunau pilota dr Joachima Kuttnera na niesamowitą – jak dla szybowców – wysokość siedmiu tysięcy metrów. Dodajmy, że lotnik nie miał aparatu tlenowego, znanego wówczas i stosowanego przez pilotów mechanicznych maszyn wznoszących się na podobne wysokości.
Na marginesie: już po wojnie, ten sam Kuttner wzbił się szybowcem na wysokość ponad 13 tysięcy metrów. Stało się to w 1955 roku na terytorium NRF. Nie ma wątpliwości, że pomogły mu w tym doświadczenia znad Kotliny Jeleniogórskiej.

<b> Urok „dzieciątka” Grunau </b>
W 1928 roku w Grunau (Jeżów) Edmund Schneider wraz ze wspólnikami zakłada Zakłady Szybowcowe, trudniące się produkcją cichych samolotów. Scheider wymyślił światowy hit szybownictwa: maszynę zwaną Grunau Baby, rozpowszechnioną niemal we wszystkich krajach.
To właśnie te samoloty najczęściej szybowały z Galgenberg w rejsy nad Karkonoszami i Jelenią Górą.

Szybowiec był tani, sprawny i solidny. Miał wielu zwolenników wśród amatorów szybowcowego sportu. Po wybuchu drugiej wojny światowej produkcję przerwano. Pozostały licencje: konstrukcja została wykupiona przez inne zakłady. Modele Grunau Baby retro produkowane są do dziś.

<b> Marszałek Goering i Hanna Reitsch </b>
Lata 30-te wieku ubiegłego to wzmożone zainteresowanie przyszłych pilotów kursami w szybowcowej szkole. Wielu z nich od 1939 roku zasiądzie za sterami niemieckich bombowców i myśliwców z Luftwaffe. Szkołę, najprawdopodobniej, odwiedzał szef tej formacji, marszałek Rzeszy Hermann Goering, który w Hirschbergu bywał bardzo często. Jak wieść niesie był patronem koszar zbudowanych przy Grunauerstrasse (Grunwaldzkiej) i inicjatorem przeniesienia posągów jeleni z upadającego w ruinę pałacu w Maciejowej (Mailwadau) na koszarne bramy.
Do szkoły szybowcowej miał bardzo blisko.

Swoją obecność w Grunau do kart historii wpisała także Hanna Reitsch, urodzona w Hirschbergu w 1912 roku. Była pionierką płci pięknej za sterami samolotów. Szlify i umiejętności zdobyła właśnie w jeżowskiej szkole. W 1933 lata szybowcem Grunau Baby. Później uczestniczy w ekspedycjach lotniczych w Ameryce Południowej. W 1939 roku wstępuje w szeregi Luftwaffe.

– Pod koniec wojny dokonuje dwu, chyba najryzykowniejszych lotów swego życia – pisze o Reitsch Henryk Sporoń. – W końcu lutego 1945 r. leci, wbrew wyraźnemu zakazowi Hitlera, do okrążonego przez wojska sowieckie Wrocławia.
W czasie trzeciego kwietniowego lotu do Wrocławia, dotarła tylko do jej rodzinnej Jeleniej Góry, gdzie ją powiadomiono, że zadanie jej powierzone już nie jest aktualne.
Odleciała więc z Jeleniej Góry z powrotem, żegnając ją na zawsze, bo już nie było jej danym, to miasto swego dzieciństwa i młodości, zobaczyć.

Jak podaje autor biografii Hanny Reitsch, najśmielszym z wyczynów w końcowym etapie wojny było wylądowanie 26 kwietnia 1945 pilotowanego przez wspomnianą małego fieseler storcha w Berlinie w pobliżu Bramy Brandenburskiej.
Trzy dni później opuszcza Berlin w samolocie arodo 96, prowadzonym przez innego pilota z rannym generałem Robertem von Greim, następcą Goeringa, na pokładzie. Był to ostatni samolot, który wystartował z płonącej, atakowanej przez Sowietów stolicy III Rzeszy.
Słynna jeleniogórzanka po wojnie trafiła do USA, a potem – do Europy Zachodniej, gdzie wydawała książki i prowadziła szkoły szybowcowe.

<b> Coś dla pasażerów </b>
Ciekawym epizodem w historii jeleniogórskiego lotnictwa jest istnienie w miarę regularnych połączeń Hirschebrgu z większymi miastami III Rzeszy. Trudno nazwać wspomniane już lotnisko urządzone przy Łomnickiej portem lotniczym. Wspomina się jednak, że startowały z niego regularne pasażerskie małe samoloty w kierunku Drezna, Berlina i innych ośrodków.

Działalność ta została zawieszona wraz z wybuchem drugiej wojny światowej. W jej trakcie lotnisko nie służyło jednak typowo wojennym maszynom. Miały one bardziej rozbudowane bazy w Legnicy. Można przypuszczać, że lądowały tu samoloty zwiadowcze i pocztowe.

<b> Czasy dla naszych </b>
Po 1945 roku w Grunowie (jak wówczas nazwano niemiecki Grunau) zaczynają działać polscy entuzjaści latania. Wiele im pozostawili Niemcy. Na zdjęciu z września tego roku widać znakomicie zachowane hangary, a w nich – szybowce, w tym słynne modele marki Grunau Baby.

Z danych historycznych wynika, że Aeroklub Jeleniogórski został założony 27 stycznia jako jeden z pierwszych na Ziemiach Zachodnich.
– Niejeden mistrz i rekordzista świata, niejeden as przestworzy wojsk powietrznych i cywilnych linii lotniczych stawiał tu pierwsze kroki, narażał się bakcylem latania. Od początku Aeroklub istniał dzięki pasjonatom, którzy dla nigo gotowi oddać byli każdą wolną chwilę, każdy grosz – podano w konspekcie „Lotnictwo, stulecie przemiany” pod redakcja Stanisława Januszewskiego.

Jeszcze zanim utworzono aeroklub, w listopadzie 1945 roku w Jeleniej Górze obraduje Ogólnopolska Konferencja Szybowcowa, w styczniu roku następnego – Kongres Lotniczy, który podjął decyzję o stworzeniu organizacji.
Oprócz szybowców w hangarach stanęły dwa wojskowe samoloty PO2.
Aeroklub od początku działa bardzo prężnie. Otwiera sekcje samolotową, szybowcową i modelarską.

Szybko też szybownicy biją rekordy. 12 godzin i 49 minut spędzają w powietrzu w cichych maszynach Stanisław Wieczorek i Edmund Kocur. Feliks Jankowski pokonuje szybowcem 97 kilometrów.
Przebija go znacznie w roku 1962 Zenon Skolski. Siada za sterami popularnego wówczas bociana. Towarzyszy mu pasażer. Prądy powietrzne wynoszą go aż na odległość 640 kilometrów w pobliże ówczesnej granicy polsko-radzieckiej. Zauważony przez radary i sowieckie myśliwce jest zmuszony do lądowania. Źródła nie podają, czy Skolski poniósł jakieś konsekwencje za ten chlubny rekord cichego lotu.

<b> Polski lotnik kosmonauta </b>
Do szybowcowej szkoły trafia także młody Mirosław Hermaszewski, wówczas adept pilotażu, który w 1978 roku – jako pierwszy Polak – poleciał z radzieckim kolegą Piotrem Klimukiem w kosmos. Hermaszewski w Jeżowie uczył się latać na szybowcach. Później trafił do Dęblina, gdzie przesiadł się na odrzutowce.
Dostał stopień generalski.

13 grudnia 1981 roku został członkiem Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, która wprowadziła w PRL stan wojenny. Choć z przekazów historycznych wynika, że we WRON polski lotnik kosmonauta miał niewiele do powiedzenia.

<b> Ogień, ale nie kres </b>
Po pożarze jednego z hangarów na Górze Szybowcowej w 1984 roku kończy się era regularnych startów szybowców z jej szczytu. Maszyny trafiają na lotnisko przy Łomnickiej i stamtąd są wynoszone w powietrze przez awionetki.

Sam Aeroklub Jeleniogórski chlubi się odwiedzinami pilotów z całego niemal świata: z Francji, Danii, Czech, Wenezueli, Niemiec, Węgier, Finlandii, Chin, Japonii, USA. – Tu uczą się, biją rekordy, zdobywają szybowcowe diamenty – czytamy w opracowaniu AE.

Ożywiana jest Góra Szybowcowa, na której zorganizowano zloty miłośników Grunau Baby. Nawet starty szybowców przeprowadzano za pomocą wyciągarek, jak za dawnych czasów.

Lotnictwo mechaniczne w Jeleniej Górze wciąż pachnie nieco archaizmem. To może właśnie jego zaleta? Konstrukcyjnie niektóre samoloty nie różnią się wiele od tych, na których latali tu przed 1945 rokiem Niemcy: sentymentalne dwupłatowce czy powojenne „antki” (AN2), z których dziś turyści mogą podziwiać Jelenią Górę z lotu ptaka. Jeden z nich to „Zośka”, któremu nadano to imię za kadencji pani prezydent Zofii Czernow.

Jeleniogórscy entuzjaści lotnictwa wciąż nie mogą się doczekać budowy utwardzonego pasa startowego (projekt budowy portu lotniczego istniał już w planach zagospodarowania przestrzennego z lat 70-tych ubiegłego wieku). Taki pas, a także zaplanowane powstanie terminalu, na pewno przybliżyłyby Jelenią Górę do reszty Polski, a może i świata.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (14)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Czy chodzę do teatru?

Oddanych
głosów
483
Tak
24%
Nie
40%
Czasami
25%
Nie chodzę
11%
 
Głos ulicy
Nie chodzę do fryzjera, bo fryzjer przyjeżdża do mnie
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Przebudowy i remonty
 
Aktualności
Życzenia dla mieszkańców Piechowic
 
Polityka
Z pustego i Salomon nie naleje
 
Kultura
Zagrali w Podgórzynie
 
112
Pożar w restauracji
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group