Sobota, 20 kwietnia
Imieniny: Agnieszki, Czesława
Czytających: 11632
Zalogowanych: 19
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Artykuł Czytelnika: Mniej doktrynerstwa, więcej realizmu

Autor: FryzjerKrolaMidasa
Sobota, 14 kwietnia 2018, 23:07
W swoim wystąpieniu na konwencji Prawa i Sprawiedliwości premier Mateusz Morawiecki ogłosił kilka nowych propozycji rządu w zakresie polityki gospodarczo–społecznej. Są to: obniżka podatku CIT dla małych i średnich przedsiębiorstw z 15 do 9 proc., uzależnienie wysokości składki na ZUS od obrotu, budowa 100 tys. nowych mieszkań w ramach programu Mieszkanie+, zwiększenie o 5 mld zł finansowania budowy dróg lokalnych, wyprawka w wysokości 300 zł dla każdego ucznia, ułatwienia dla osób starszych i niepełnosprawnych (23 mld zł w ciągu 8 lat), emerytury dla kobiet, które nie pracowały, ale wychowały co najmniej czwórkę dzieci oraz szereg innych bonusów dla różnych grup społecznych będących z natury w niekorzystnej sytuacji ekonomicznej.

Można różnie oceniać te propozycje. Z pewnościa przeciwnicy PiS-u określą je jako festiwal populizmu i rozdawnictwa publicznych pieniędzy, od którego zawali się budżet, który już ponoć "trzeszczy", jak to zgrabnie (ale nie wiem czy prawdziwie) ujął nasz guru ekonomii, prof. Leszek Balcerowicz. Z kolei zwolennicy partii rządzącej na pewno przyklasną z zachwytem, bo przecież dokładnie o to chodzi - by "zwykłym ludziom" żyło się lepiej.

Naprawdę byłoby świetnie, gdyby taka sytuacja, w której można jednocześnie obniżać podatki i zwiększać wydatki, była możliwa. Nie można twierdzić z góry, że przy obecnej koniunkturze i wartościach różnych parametrów związanych z polityką gospodarczą jest to całkowicie wykluczone, ale na pewno zawsze stwarza pewne ryzyko. Zrównoważony rozwój zakłada jednak prowadzenie polityki przede wszystkich dla ludzi, tzn. dla wszystkich ludzi, tak aby dało się utrzymać spójność i sprawiedliwość społeczną. Ci, którzy krytykują takie programy społeczne, uznając je za populistyczne i socjalistyczne, jednocześnie są przecież często zwolennikami tzw. polityki spójności prowadzonej przez Unię Europejską, która przecież nie polega na niczym innym jak tylko na wspieraniu państw biedniejszych przez państwa bogatsze. Dlaczego miano by nie zastosować tej samej idei w pojedynczym państwie, w odniesieniu do jego obywateli? Z drugiej strony na pewno polityka podatkowa nadal wymagać będzie rewizji i reformy, zważywszy na fakt, że te programy socjalne finansowane są w największym stopniu przez ich beneficjentów, z czego prawdopodobnie niewielu sobie zdaje sprawę.

Należy jednak przede wszystkim unikać ideologicznego doktrynerstwa, które dominuje w naszych dyskusjach o gospodarce. W ekonomii nie ma jakiejś jednej, określonej recepty na rozwój. Wiadomo, że socjalizm w wydaniu PRL z jego centralnym planowaniem zbankrutował, poniósł porażkę na całej linii. Z drugiej strony skrajny liberalizm - choć wydaje się lepszą propozycją, która stwarza dogodniejsze warunki rozwoju przedsiębiorstw i nadaje gospodarce większej dynamiki - prowadzi do nierówności społecznych, wykluczenia wielu grup społecznych oraz do innych negatywnych konsekwencji. Największym mankametem polskich debat o gospodarce jest jednak traktowanie jej przez wielu ekspertów, polityków, publicystów jako mechanizmu, który wystarczy odpowiednio wyregulować, zmieniając różne parametry, by go nastawić niczym zegar, albo skład kolejowy, który "dalej pojedzie już sam". Tak myślą zarówno socjaliści, pełni wiary w moc państwa, które przy odpowiednim zarządzaniu (czyt. właściwej ideologii wyznawanej przez rządzących) zdolne jest zainicjować procesy rozwojowe oraz zapewnić sprawiedliwość społeczną, jak i (neo)liberałowie (zwłaszcza ci skrajni - libertarianie), którzy wierzą w to, że wystarczy, aby państwo "się odczepiło" od gospodarki, zapewniło ludziom nieskrępowaną "wolność", a oni wtedy "sami" zbudują firmy i ciężką pracą zapewnią bogactwo całemu narodowi. Pułapka tkwi w słowie "wierzą", bo owe przekonania rzadko kiedy opierają się na faktach i realiach związanych ze specyfiką danego kraju, a częściej wynikają z ideologii przypominającej doktrynę wiary.

Gospodarka nie jest mechanizmem (jeśli już stosujemy takie porównania to bardziej - organizmem), a rozwój nie zależy tylko od parametrów podatkowych, od wysokości tej czy innej składki, od wysokości płacy minimalnej i kwoty wolnej od podatku. Sprowadzanie całej naszej debaty publicznej tylko do poszukiwania jakiegoś złotego zestawu wartości kilku wskaźników ekonomicznych określanych przez państwo jest absurdalne i przypomina poszukiwanie końca tęczy.

Z pewnością można zaś stwierdzić rzecz bardzo prostą i nietrudną do odkrycia: rozwój bierze się z produkcji towarów wysokiej jakości. Innymi słowy: z pracy i z innowacyjności, a w coraz większym stopniu z tego drugiego. We współczesnej gospodarce są to głównie wysoko przetworzone towary przemysłowe: elektronika, AGD, elektrotechnika, motoryzacja, urządzenia energetyczne itp. Państwa bogate to państwa najbardziej uprzemysłowione. Niemcy są państwem bogatym i silnym dlatego, że posiadają globalne marki takie jak Mercedes, Volkswagen, BOSCH, SAP, Henkel, Bayer. Japończycy mają Toyotę, Sony, Toshibę, Mitsubishi. Wielu ludzi sądzi, że Szwajcarzy są bogaci, bo mają rozwinięty sektor bankowy i usługowy. Mało kto wie, że to jeden z najbardziej uprzemysłowionych krajów świata, z silnie rozwiniętym przemysłem farmaceutycznym (Rosche) i przetwórstwa żywności (Nestle). To jeszcze oczywiście nie znaczy, że w tych państwach ludzie są najszczęśliwsi, bo rozwój na płaszczyźnie ekonomicznej może też być okupiony problemami w innych sferach życia, ale nawet jeśli dochodzi do takiej sytuacji - państwa bogate mają większe możliwości dalszego reformowania kraju, w celu zmninimalizowania owych negatywnych skutków ubocznych.

Gospodarcza prosperity nie bierze się zatem z przekładania pieniędzy z jednego stosika na drugi (choć oczywiście nie pozostaje to bez wpływu na uwarunkowania rozwoju), wpompowywania ich w jakieś sektory (co z góry nie zakłada braku sensowności inwestowania), czy z zapewniania mitycznej "wolności gospodarczej", do czego próbują nas przekonać liberałowie. Gdyby ta rzekoma "wolność" miała być sprawdzonym i niezaprzeczalnym źródłem rozwoju, to najbogatszym państwem byłaby Sahara Zachodnia albo Somalia, gdzie każdy, kto tylko dysponuje odpowiednią siłą, może robić, co mu się żywnie podoba. Na rozwój wpływa szereg wielu różnorodnych czynników, a rola państwa z reguły jest większa niż to się może wydawać. W wyżej wymienionych, bogatych krajach to właśnie państwo swoją mądrą polityką umożliwiło i doprowadziło do rozwoju, wykorzystując talenty i pracę swoich obywateli, którzy być może, pozostawieni sami sobie, "wolni", nie byliby zdolni do przeprowadzenia projektów gospodarczych na większą skalę, a tylko takie pozwalają na stworzenie dużych, innowacyjnych firm.

To właśnie takie duże przedsiębiorstwa funkcjonujące na globalnym rynku, jak choćby koreański Hyundai, amerykański Pfizer, czy fińska Nokia, ze swoimi olbrzymimi laboratoriami i milionowymi budżetami na badania i rozwój, są centrami współczesnego kapitalizmu. Minęły czasy, gdy innowacyjność brała się z odkryć pojedynczego Tesli czy Czochralskiego. Dziś postęp badań naukowych na potrzeby stworzenia nowego produktu staje się dziełem zespołów liczących dziesiątki inżynierów, designerów, menedżerów, programistów. Nie wystarczy zresztą suma ich wiedzy i umiejętności: potrzebna jest jeszcze dobra organizacja, zaplecze prawne, finansowe, uwarunkowania polityczne, a nawet sprzyjające otoczenie kulturowe. To wszystko dopiero na końcu, na zasadzie synergii, może przynieść sukces. Oczywiście każde takie duże i dochodowe przedsięwzięcie może wykiełkować z małej firmy czy z pomysłu pojedynczego zapaleńca jak Mark Zuckerberg, jednakowoż poprzestawanie na tym czy upatrywanie źródeł bogactwa w całym sektorze tzw. "małych i średnich przedsiębiorstw" - jakkolwiek słusznie są pomysły ułatwienia im życia - jest złudne. Nawiasem mówiąc, najwięcej drobnych przedsiębiorców jest w krajach biednych, takich jak np. Indie. Serce i mózg globalnej, nowoczesnej gospodarki znajdują się natomiast w wielkich laboratoriach opracowujących zaawansowane technologie, a nie w zakładach fryzjerskich czy pizzeriach - z całym szacunkiem do nich, bo akurat dziś skorzystałem z usług i jednej, i drugiej takiej firmy.

Członkowie rządu PiS-u już na corocznych konferncjach "Polska Wielki Projekt" mówili o potrzebie reindustralizacji kraju i jest to pomysł słuszny. Brakuje jednak świadomości w społeczeństwie, jak bardzo jest to ważne, abyśmy jako naród podjęli wysiłek i nie czekali z założonymi rękami na to, aż ktoś - ten czy inny premier którejś z partii - zrobi to za nas. To my powinniśmy się przyczynić do zbudowania własnego modelu kapitalizmu, który zdolny będzie do konkurencji (ale i współpracy, bo jedno nie wyklucza drugiego) z innymi państwami. Na świecie pozostało wystarczająco dużo problemów do rozwiązania, by móc rywalizować o palmę pierwszeństwa w wyścigu technologicznym, w efekcie którego wreszcie zostaną one rozwiązane. Wiem, że nie jest to łatwe i każdy, kto będzie nawoływał do nauki, zamiast do zawierzenia w rozmaite doktryny ekonomiczne będzie uważany co najmniej za nudziarza, albo wariata snującego swe marzenia ściętej głowy i często stawiać się będzie pod ostrzałem krytyki. Jednak rzeczywistości nie da się zaczarować, nie da się np. uzdrowić służby zdrowia przekierowując strumień pieniędzy np. z sektora infrastruktury, bo karetki pogotowia nie mogą jeździć po dziurawych drogach (inna sprawa, że zwłaszcza na poziomie samorządowym przeceniamy infrastrukturę jako źródło rozwoju). Obecnie przed globalną gospodarką stoi kilka wielkich wyzwań związanych z takimi dziedzinami jak sztuczna inteligencja (czyli zaawansowana informatyka i robotyka), biotechnologia, medycyna, energetyka, ochrona środowiska. Problemy związane z rozwojem tych dziedzin nie ograniczają się zresztą do wąskich specjalizacji, mają charakter interdyscyplinarny. Ma to dla nas o wiele większe znaczenie niż nasze dzisiejsze spory o różne wskaźniki ekonomiczne, kwestie historyczne czy związane z bieżącymi poczynaniami władz.

Jeśli nasze dyskusje o gospodarce będą sprowadzały się wyłącznie do przekrzykiwania się, oskarżania o populizm, do licytacji na wskaźniki dot. np. płacy minimalnej - czyli do poziomu dość infantylnego - to świat nam ucieknie i żaden premier Morawiecki nie uczyni żadnej dobrej zmiany. Dobrą zmianę możemy uczynić tylko my sami, obywatele, i to tutaj, w Jeleniej Górze - jeśli tylko uświadomimy sobie, że nasz los zależy od tego, co wymyślimy, co wprowadzimy nowego, gdzie uczynimy różnicę. Zachęcałbym więc do tego, do czego od lat zachęca nas np. prof. Łukasz Turski, twórca Centrum Nauki Kopernik - musimy zwiększać zainteresowanie nauką wśród dzieci i młodzieży i sami interesować się nią, czyniąc także nawet drobne zmiany w swoim otoczeniu, w swoich domach i firmach, wcielając w życie najnowsze odkrycia i stosując najnowsze technologie. Każdy taki ruch w stronę zwiększenia naszej wiedzy, w stronę poprawy naszej kultury organizacyjnej, sprzyjającej inwestycjom w innowacyjne wdrożenia - zaprocentuje w przyszłości, na zasadzie kuli śniegowej. Ale trzeba w to uwierzyć, a przede wszystkim - przestać zwracać uwagę na kwestie nieistotne, jak np. to, co powiedział poseł X o pośle Y, bo to nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

Czytaj również

Komentarze (12)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group