Piątek, 29 marca
Imieniny: Helmuta, Wiktoryny
Czytających: 11366
Zalogowanych: 21
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Region: Czeska Szwajcaria – wycieczka autokarem i pieszo

Piątek, 2 października 2015, 17:13
Aktualizacja: 17:18
Autor: Krzysztof Tęcza
Region: Czeska  Szwajcaria – wycieczka autokarem i pieszo
Fot. Krzysztof Tęcza
Na sobotę 29 września br. Oddział PTTK „Sudety Zachodnie” w Jeleniej Górze zaprosił chętnych na nietypową wycieczkę. Miał to wyjazd autokarowy, ale połączony z przejściem pieszym. Dlatego podano zarówno odległości jakie trzeba będzie przejść oraz różnice wysokości do pokonania. Jak się okazało, informacje mimo że bardzo istotne, nie zostały przez niektórych zrozumiane i przy pierwszym podejściu, niektórzy musieli wrócić do autobusu. Na szczęście takich turystów było niewielu.

Czeska Szwajcaria działa tak elektryzująco, że nawet bez wiedzy o tym, co tam można zobaczyć, wielu zapisuje się na taką wycieczkę „w ciemno”. I nie ma w tym nic dziwnego. Rejon ten bowiem jest tak interesujący i żeby go poznać nie wystarczy jednodniowy pobyt. Obszar ten uformowany z piaskowca, a więc niezbyt trwałego materiału, na przestrzeni lat został zmieniony przez warunki atmosferyczne do takiego stopnia, że dzisiaj trudno uwierzyć w to co widzimy. Wielkie bloki skalne podziurawione jak ser szwajcarski, liczne głębokie wąwozy i niesamowite przejścia oraz porastający je las tworzą tak niepowtarzalną atmosferę, że najchętniej zostalibyśmy tam znacznie dłużej niż zaplanowaliśmy.

Gdy wjeżdżamy do Jetřichovic i ruszamy w „góry” widzimy te wszystkie formy skalne, jakie powstały na przestrzeni lat. Te wszystkie podejścia wąwozami, schodami wykutymi w skałach czy uformowanymi z piasku ujętego drewnianymi balami nieźle dały nam się we znaki. Naprawdę odczuliśmy to w nogach. I to wszyscy, nawet ci wprawieni w tego typu podejściach.

Początkowo droga wiedzie w kierunku widocznego lasu i nic nie wskazuje na trudy jakie nas czekają. Nawet widoczne nad drzewami pojedyncze skały nie sprawiają wrażenia, że dojście do nich okupimy potem i zmęczeniem. Mało kto zauważył nawet, że skały wyglądające jak rozpostarte skrzydła kryją coś niezwykłego.

Na granicy lasu ustawiono kamień z napisem informującym, że właśnie wchodzimy na teren Národní park České Švýcarsko (Parku Narodowego Czeska Szwajcaria). Już po chwili widzimy co nas czeka. Zaczynają się pierwsze, wykonane z drewnianych bali, schody. Tam gdzie była taka możliwość wykuto stopnie w skale. Ze względu jednak na to, że piaskowiec nie jest zbyt twardy, zostały one wytarte przez przechodzących tędy piechurów i naprawdę trzeba uważać gdzie się stawia stopy. Mijając ujęcie wody zauważamy jakieś dziwne namalowane czerwoną farbą znaki w kształcie kielicha. Co prawda prowadzą one nieco w bok, ale próbujemy ustalić o co chodzi. Okazuje się, że na końcu ścieżki mamy niewielką jaskinię i coś jakby ołtarzyk. Za to szlak turystyczny koloru czerwonego, który prowadzi do pierwszego zaplanowanego miejsca odpoczynku jest świeżo wymalowany, co nastraja nas bardzo pozytywnie.

W końcu docieramy na pierwszy szczyt i jesteśmy oczarowani. Nie zmieni tego nawet ostatnie dwieście metrów podejścia tak stromego, że nawet wspomniane schody niewiele by dały gdyby nie barierki, których mogliśmy się trzymać. Zwłaszcza, że ruch w obie strony jest tutaj duży. Czesi, znani z lżejszego podejścia do wycieczek w góry niż my, zabierają z sobą nie tylko dzieci, nawet wbrew logice niemowlaki, ale także swoje czworonogi. Na szczęście psiaki są tak zmęczone podejściem, że nie zwracają na siebie uwagi. My, wspinając się na szczyt, nie możemy uwierzyć w to, co widzimy. W zagłębieniu skalnym rosną soczyste zielone liście. To, że roślinka ta może czerpać wodę wiadomo ale skąd bierze pożywienie by przetrwać. Toż to prawdziwa zagadka.

Jesteśmy na wystającej wysoko ponad okolicę skale o obecnej nawie Mariina skála. To książę Ferdinand Kinský w dowód miłości nazwał owa skałę imieniem swojej żony. On też w roku 1856 polecił zbudować tu drewniany zadaszony taras mający służyć rozwijającemu się ruchowi turystycznemu. W tamtych czasach dla ułatwienia wejścia wykonano 240 schodów. Niestety do dnia dzisiejszego zachowało się ich o kilkadziesiąt mniej, ale fakt ten wcale nie przeszkadza w odwiedzaniu tego urokliwego miejsca coraz większym tłumom wędrowców. Zwłaszcza, że obecnie, po pożarze w roku 2005, wzniesiono tutaj małą altankę z tarasem wystającym nieco poza skałę. Z tarasu tego roztacza się wspaniały widok, jednak przejście nim dookoła może przyprowadzić nas o szybsze bicie serca.

Idziemy na kolejny punkt widokowy. Tutaj nie ma tak komfortowych warunków. Są tylko barierki ochronne. Ale to nic. Machamy do turystów widocznych na tarasie altanki, odwdzięczając się w ten sposób tym, którzy machali nam gdy byliśmy na pierwszym szczycie. Jesteśmy na Vilemínina stena (Ściana Wilhelminy). I znowuż książę Kinský, chcąc uczynić z tego miejsca atrakcję turystyczną, przystosował skałę do przyjmowania odwiedzających i nazwał ją imieniem swojej matki. My wykorzystujemy tak piękne miejsce do odpoczynku i zrobienia kilku ciekawych zdjęć. Także grupowych. Będziemy mieli ładną pamiątkę.

Idąc na trzeci szczyt mamy okazje przekonać się, ile trzeba było włożyć pracy w to, by wszystkie te miejsca były udostępnione bezpiecznymi ścieżkami. Co chwilę przechodzimy pod wykutymi skalnymi okapami, mając po jednej stronie skalną ścianę a po drugiej przepaść. Tam gdzie nie można było inaczej pozakładano barierki i klamry. Faktycznie bez tego trudno byłoby pokonać tak niebezpieczne miejsca.

Wreszcie docieramy pod ostatni szczyt, nazwany - a jakże na cześć wspomnianego wcześniej księcia Rudolfův - kámen. Może nie było to zbyt oryginalne ale któż zabroni księciu nadać swoje imię miejscu, które w końcu stworzył. Tak, stworzył, bo do tej pory była to zwykła, niczym nie wyróżniająca się skała. Dopiero gdy książę kazał pozakładać tu barierki i drabiny prowadzące raz szczelinami, raz po stromych skałach, szczyt stał się dostępny dla każdego kto miał w sobie dość odwagi by się tu wdrapać. Nawet dzisiaj trzeba mieć spore samozaparcie, by nie zawrócić z drogi. Nic dziwnego, że kilka osób nie dotarło na górę. Ci zaś, którzy dotarli na szczyt, nie tylko, że mogli nacieszyć oczy pięknymi widokami ale także odpocząć w kolejnej drewnianej chatce, ustawionej na stalowych podporach.

Wreszcie chwila wytchnienia. Podjeżdża nasz autobus i jedziemy dalej. Trochę się spieszymy, by zdążyć na czas. Pozostał nam bowiem jeszcze jeden obiekt do zwiedzenia, ale jaki! Gdy wysypujemy się z autobusu, który odjeżdża na odległy parking, jasnym się staje, że nie mamy wyjścia i musimy iść do przodu.

Idziemy już z pół godziny i nagle widzimy przed nami niewielki kamienny mostek. To zaczynają się serpentyny podejścia do naszego ostatniego celu. Nad tym mostkiem widzimy kolejny, nieco większy most, a jeszcze wyżej następny i następny. Cóż to za wspaniały widok. A gdy w pewnym momencie u góry pojawiają się kamienne mury wzniesionego tu w roku 1881 letniego pałacyku o dumnej nazwie „Sokole Gniazdo” aż przystajemy. Ileż to trudu trzeba było włożyć w jego budowę. Nawet dzisiaj, mimo zmiany przeznaczenia na restaurację, przy kilkuset turystach odwiedzających to miejsce dziennie, ile trzeba wysiłku aby dostarczyć na górę konieczny prowiant.

Wiedzeni zapachem jakiegoś napitku, wszak należało uzupełnić stracone płyny, przyspieszywszy kroku szybko docieramy do … płotu i kasy biletowej! Okazuje się, że aby wejść do restauracji najpierw trzeba wykupić bilet. Chodzi nie o wstęp do restauracji, ale na teren przy Pravcickiej Bramie (Pravčická brána). Jest to w końcu najbardziej znany obiekt Czeskiej Szwajcarii. Skalna brama ma ponad 26 metrów rozpiętości i 16 metrów wysokości. Początki zainteresowania turystycznego tym miejscem sięgają połowy XIX wieku kiedy to dla wygody odwiedzających zbudowano niewielki wyszynk.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (3)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Na którego kandydata zamierzasz głosować 7. kwietnia?

Oddanych
głosów
17
Jadwiga Błaszczyk
12%
Anna Korneć-Bartkiewicz
12%
Jerzy Łużniak
24%
Piotr Paczóski
6%
Hubert Papaj
18%
Nie będę wcale głosować
29%
 
Głos ulicy
Nie chodzę do fryzjera, bo fryzjer przyjeżdża do mnie
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Przebudowy i remonty
 
112
Aż 122 osoby zginęły w wypadkach!
 
Aktualności
Zmarł Zygmunt Trylański
 
Polityka
Autobusy za darmo?
 
Kilometry
Pociągiem do Karpacza już w czerwcu
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group